Wstałam z łóżka, nawet nie marudząc. To był chyba jedyny taki dzień.
Szybko nałożyłam moją ulubioną, białą sukienkę, złapałam zeszyt leżący
na biurku i wybiegłam z pokoju. W pośpiechu nałożyłam kurtkę i już
chciałam wyjść, gdy nagle zatrzymał mnie głos matki.
- Jane! Co ty robisz?!
- Muszę pisać! - odkrzyknęłam.
Była to prawda. W nocy śniła mi się przepiękna historia o dziewczynie,
miłości i magii. Jednak był w tym jeden haczyk. Musiałam iść do lasu aby
przelać historię na papier. Nie wiedziałam czemu, po prostu tak kazało
mi serce.
- A gdzie się wybierasz? - dopytywała się matka.
- Idę do lasu. - odparłam.
- Nie możesz napisać tego tutaj? - zapytała. Moja mama rozumiała, że
czasem mam surrealistyczną potrzebę pisania. Wtedy to ja dyktowałam
zasady.
- Mamo... wiesz, że nie mogę...
- Dobrze, idź. - skapitulowała. - Rób co chcesz.
Nie odpowiedziałam. Zanim skończyła zdanie, ja byłam już poza domem.
Biegłam do lasu ile sił w nogach, a mój mózg aż pękał od pomysłów. Gdy
znalazłam się na miejscu, wybrałam odpowiednie drzewo, położyłam się pod
nim i zaczęłam pisać.
Jednak tego dnia stało się coś nadzwyczajnego. Spod mojego długopisu nie
wychodziły słowa, lecz obrazy, które wyskakiwały z kart i zaczynały
istnieć na moich oczach. Wszystko otaczała magiczna aura. Nie mogłam
uwierzyć własnym oczom. Przede mną stała Raena, postać ze snu. Obok niej
siedział wilk, Eren.
Jednak uderzyły mnie dwie rzeczy. Pierwszą było to, że Raena ma
zaniepokojony wyraz twarzy, a drugą brak Lisara, czarnego charakteru.
Dziewczyna i wilczyca spojrzały najpierw na siebie, potem na mnie. Potem
Raena otworzyła usta i powiedziała...
CDN.